Pozwólmy dzieciom być dziećmi.Hello

Dzień Dziecka. Czyli kogo? Bo w zasadzie każdy z nas jest dzieckiem! Jesteśmy dziećmi dla swoich rodziców. No i mamy to nasze wewnętrzne dziecko, które często jest nie do końca zaopiekowane przez nas. Poza tym jesteśmy dziećmi wszechświata i mamy prawo do tego, aby być jego częścią.

Dzieci rodzą się szczęśliwe. Radosne. Pamiętam moje córki, kiedy były małe, a szczególnie starszą. Uśmiech nie schodził z jej twarzy (oczywiście poza momentami, kiedy jakieś jej potrzeby nie były zaspakajane i wtedy schodził). Kiedy kończyły liceum, uśmiech już rzadko im towarzyszył. 18 lat dorastania i… radość życia, bycia gdzieś się zagubiła. To my dorośli, rodzicie, nauczyciele, działając z pozytywną intencją, wtłaczamy dzieci w naszą wizję tego, jak powinno wyglądać ich życie. Sami podążaliśmy „jedynie słuszną ścieżką” i taką przekazujemy następnym pokoleniom.

Dziś, mam tego świadomość, ale kiedy moje dzieci były na etapie uczenia się, wybierania swojej drogi życia, to jednak nie wyobrażałam sobie innej drogi niż liceum, studia, praca… Dziś już wiem, że najlepsze, co możemy zrobić dla naszych dzieci, to pozwolić im podążać za ich pasjami. Pozwolić, aby żyli w zgodzie z sobą.  Że najważniejsze jest odnalezienie swojej drogi i podążanie nią. Może już moje wnuki tego doświadczą?

Jak obchodziliście dzień dziecka, kiedy byliście dziećmi?

Ja – wychowana na warszawskim Żoliborzu – pamiętam dobrze te dni. W każdej kolonii – bo WSM to są kolonie, składające się zazwyczaj z dwóch domów połączonych jednym podwórkiem i zamykanym dwoma bramami – dzieciaki dostawały kolorowe krepiny i zdobiliśmy bramy wiodące do naszych podwórek na kolorowo. Potem wędrowaliśmy przez wszystkie kolonie oglądając, jak ozdobili swoje bramy inni. Na koniec była feta w Młodzieżowym Domu Kultury na… Sierpeckiej? No na pewno na tyłach teatru Komedia był ten dom kultury. Nikt nie urządzał konkursu na najpiękniej udekorowaną bramę. Po prostu, wspólnie działaliśmy, podziwialiśmy swoje dzieła, bawiliśmy się i czerpaliśmy z tego radość i satysfakcję.

Co dawało nam podwórko?

To wszystko, czego oczekują dziś od swoich pracowników pracodawcy. Kreatywność, umiejętność współpracy, radzenie sobie w nieprzewidzianych sytuacjach, lojalność i solidarność. Dzisiejsze dzieci, uczniowie już (w większości) tego nie mają. Urodzili się w innych czasach, w innej rzeczywistości.

Moja mama urodziła się w 1923 roku (nie żyje już od wielu lat). Kiedy wybuchła wojna miała 14 lat! Kiedy miała 19 wojna się skończyła. Dorastała w czasach traumy. To musiało pozostawić w niej ślad. W całym pokoleniu. Ten „ślad”, skazę wojenną związaną z obawą o przyszłość, o przetrwanie w sposób nieświadomy przekazali swoimi dzieciom – pokoleniu wyżu demograficznego, czyli np. mnie. Ale ja już wychowałam się w bezpiecznych warunkach i moje dzieci dostały inne przesłania – idź porządną ścieżką, gwarantującą Ci sukces. A ich dzieci czyli pokolenie moich wnuków? To pokolenie jednorożców, zwane też pokoleniem alfa (ich rodzice to pokolenie Y lub Z).

Co będzie ważne dla pokolenia Z i kolejnych?

Dziś badania pokazują, że dla pokolenia Z wysokość wynagrodzenia nie ma już kluczowego znaczenia. Tzw. „porządna praca” też nie jest dla nich najważniejsza. Chcą mieć czas dla siebie, na pewno praca nie będzie dla nich najważniejsza. Ważny jest dobry zespół, światły lider, możliwość rozwoju. A dla ich dzieci? Co będzie ważne?

Tak do końca tego nie wiemy, ale wiemy, co będzie ważne dla rozwoju w świecie. Stale z bólem myślę o tym, jak bardzo jeszcze wiele szkół, nauczycieli, liderów lekceważy w swej pracy potrzeby współczesnego świata. Mówią, że nie mogą kształtować kompetencji, bo… nie mają czasu. Więc zachowują się, jak Ci robotnicy, co biegali z pustą taczką po placu budowy i na pytanie przechodnia, Co oni tu właściwie robią? Odpowiedzieli: No widzi Pan, takie zapieprz, że nawet nie ma czasu załadować!

Niestety podobnie działa wielu rodziców, dodając swoim dzieciom niekończące się zajęcia pozalekcyjne, oczekując od nich piątek ze wszystkich przedmiotów, organizując im czas co do minuty. Te dzieci nie mają szans, aby poznać siebie, dowiedzieć się, co naprawdę ich interesuje, co jest ich pasją. Wyrastają na dorosłych, takich, jak opisuje Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce”:

„- Dlaczego wszystko jest nie tak? – spytała mnie, a łzy spłynęły, rozmazując tusz wydłużający rzęsy. – Mam fajnego męża, dzieci, pracę, mieszkanie. Dlaczego nie chce mi się rano wstawać?  – I zaraz potem, z niepokojem dodała – Rozmazałam się?

Tamta kobieta (…) doszła do wniosku, że żyje w stanie chronicznego podporządkowania. Zdała na prawo, bo tak chcieli jej rodzice. Poszła do pracy w dużej firmie, bo tam się zarabia rozsądne pieniądze. Pomalowała ściany w salonie na kolor, który styliści uznali za modny. – Dlaczego wszystko jest nie tak? – pytała najpierw. A dwa spotkania później: – Jak ja mam być szczęśliwa, skoro mnie samej w tym wszystkim nie było?”[1]

Co szkoła daje dzieciom?

Jak do tego ma się szkoła? Sami sobie odpowiedzmy. W jakim stopniu szkoła premiuje indywidualizm? Wyżej ocenia uczniów, którzy podporządkowują się zaleceniom nauczycieli, władz szkolnych, czy tych, którzy je kwestionują? Systemy wychowawcze i ich realizacja sprzyjają poszukiwaniu i rozwijaniu talentów? System oceniania sprzyja budowaniu poczucia własnej wartości, sprawstwa, kreatywności? Uczą współpracy czy rywalizacji?

Wiem, są różne szkoły. Jednak takich, w których uczeń i jego rozwój jest rzeczywiście, a nie tylko deklaratywnie na pierwszym miejscu jest zdecydowana mniejszość.

Życzymy sobie i nam

Czegoż więc możemy życzyć sobie i Wam i wszystkim dzieciom. Przede wszystkim pokoju i spokoju na świecie. Trauma wojny trwa przez wiele pokoleń. To, czego doświadczają dziś ukraińskie, ale nie tylko ukraińskie dzieci pozostanie z nimi na długo.

Pozwólmy dzieciom być dziećmi. Dajmy im czas na samodzielne działania, na ponudzenie się, na to, żeby mogły doświadczać różnorodności świata, poznawać go przez doświadczenie, a nie przez czytanie podręczników! Aby współpraca z innymi, bycie częścią drużyny, budowało ich poczucie własnej wartości, przynależności. Aby umiały budować relacje, rozwijać swoje pasje. Jednym słowem – szczęśliwego życia!

[1] Natalia de Barbaro „Czuła przewodniczka”, Wydawnictwo Agora, 2021, s.7