Ambiwalencja, czyli inaczej o motywacji

Czy można sprawić, żeby było inaczej nie zmieniając niczego?

Chcielibyśmy, żeby było inaczej. Sensownie, bez nadmiaru wiedzy, życzliwie, w oparciu o dobre relacje. Żeby uczniom wiedza sama wchodziła do głowy, a rodzice doceniali i wspierali! Takie piękne marzenie. Tylko równocześnie chcielibyśmy, żeby tak się stało bez zmieniania czegokolwiek. Bo wiemy, że zmiana, to trud i znój. To dodatkowa praca i to podwójna. Bo mamy już swoje nawyki, wypróbowane sposoby działania, wypracowane przez lata metody pracy! I co?! Bo boimy się, że popełnimy błędy, a błędów nie należy popełniać! Mamy teraz wszystko zostawić? Oduczyć się stawiania stopni, robienia kartkówek i sprawdzianów? Mądrzy ludzie, nawet z uniwersytetów tłumaczą nam, że to nie działa, że przynosi efekty odwrotne od założonych. No może i mówią prawdę, może to do nas trafia, ale… tyle lat działało! Jak my chodziliśmy do szkoły – działało. Jak do szkoły chodzili rodzice, dziadkowie naszych uczniów – działało! Więc teraz już nie działa? A oduczenie się starych nawyków i wdrożenie nowych to naprawdę duża praca, więc… z pewną taką AMBIWALENCJĄ podchodzimy do zmiany.

Na pocieszenie warto sobie uzmysłowić, że ta ambiwalencja towarzyszy nie tylko nam! Doświadczają jej palacze, osoby uzależnione, ludzie otyli, ci którzy nie zażywają aktywności fizycznej, obadają się słodyczami, itd. Każdy z nich może z pewnością wymienić wiele zgubnych skutków swojego nawyku a jednak… nie porzucają go! Albo zdarza się, że nawet jak porzucą, to i tak do niego wrócą!

Ambiwalencja to taki stan (piszę to za dr Oddech, autorkę podcastu „Lepiej oddychaj lepiej”), w którym możemy sobie wyobrazić, że mamy w głowie grupę doradczą, której członkowie nie mogą się ze sobą dogadać odnośnie do właściwego kierunku działania. To stan, w którym często mówimy: tak, ale… albo wprost: ALE…

Jak więc wyjść ze stanu ambiwalencji i dotrzeć do momentu, kiedy ruszymy do wprowadzania zmiany, a nie zastanawiali się co i jak robić. Kiedy zaczniemy sobie zadawać pytania: JAK to zrobić?

Jak działa nasz mózg? On lubi to, co zna! Nasz mózg lubi nawyki, bo wtedy nie wydatkuje energii. Dlatego, kiedy chcemy zmienić nawyk to nasz umysł się buntuje! Bo chce działać automatycznie, a nie wydatkować energię na wstawienie w miejsce starych zachowań, nowych! Zmiana starego nawyku jest jak wykopanie ogromnego, wieloletniego drzewa. Ono ma tyle lat, ile lat ma Twój nawyk. A nawyki nauczycielskiego są jeszcze głębiej ugruntowane, bo… kiedy nauczyliśmy się być nauczycielami?! Kiedy chodziliśmy do szkoły!

Stąd ta ambiwalencja. Niby chcę, ale… trudno, oj trudno!

Moją drogę zawodową zaczynałam jako trener w sporcie wyczynowym. Zajmowałam się gimnastyką artystyczną. Wcześniej uprawiałam tę dyscyplinę wyczynowo. Moim największym sukcesem był zakwalifikowanie się do kadry narodowej po zdobyciu brązowego medalu w układzie ze skakana na mistrzostwach Polski. Sport wyczynowy dał mi wiele i wrył mi podstawową zasadę życiową: jedyną rywalizacją, która daje jakiekolwiek efekty jest rywalizacja z samym sobą. Porównywanie się z innymi skazuje Cię na porażkę. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy i wtedy czujemy się niewiele warci lub gorszy i wtedy nagle nasza samoocena rośnie. Punkt odniesienia masz poza sobą. A przecież sukces życiowy przyniesie każdemu z nas to czuć swoją wartość! Kiedy ze sportu przeszłam do szkoły stosowałam tę samą zasadę w pracy z uczniami. Kiedy uczyłam wf. Stawiałam uczniom oceny za postęp w rozwoju ich cech motorycznych. Sprawdzałam je na początku semestru, potem na każdej lekcji mówiłam, jaką cechę będziemy kształtować podczas lekcji. Nawet na koniec lekcji radziłam, co mogą zrobić, żeby jeszcze ją poprawiać (prace domowe z WF – ale dobrowolne) i oni to robili na stadionie osiedlowym. Na koniec ponownie sprawdzałam cechy motoryczne i… za postęp uczniowie dostali oceny. Nie porównywali się z innymi, bo jak mogą porównywać się uczniowie o różnym wzroście, wadze. Tak samo było potem, kiedy zaczęłam uczyć języka polskiego. Doskonale rozumiałam, że każdy uczeń jest inny. Przyszedł do szkoły z innymi zasobami, z innego środowiska. Szkoła – moim zdaniem – była i jest po to, aby każdy osiągnął optymalny dla siebie, w danym momencie optymalny rozwój. Dlatego nigdy nie zorganizowałam żadnego konkursu! Nawet ortograficznego. Za to każdy uczeń otrzymywał indywidualne zadania związane z kształtowaniem umiejętności – nie tylko ortograficznych. Moi uczniowie nagrywali słuchowiska, wydawali gazety, książki, wystawiali przedstawienia, realizowali dramy. Ostatnio jedna z moich dawnych uczennic, która miała wielkie problemy z ortografią i wypowiadaniem się, powiedziała mi, że jedno zdanie: nie martw się, kiedyś się nauczysz! sprawiło, że uwierzyła w siebie. Zaczęła myśleć o sobie, doceniać postępy, których dokonywała. Nie powieliła losu swoich rodziców. Przerwała zaklęty krąg, bo uwierzyła w siebie.

Jak ma uwierzyć w siebie uczeń, który podlega nieustannej kontroli i ocenie?! Jeśli na każdej lekcji jest kartkówka i to na stopień?! Jeśli strach go paraliżuje? Jeśli pochodzi ze środowisk, które nie dały mu takich zasobów, z jakimi przyszli inni uczniowie?!

Co może sprawić, że porzucimy ambiwalencję i rozpoczniemy zmianę?!

Motywacja może być tak na prawdę tylko wewnętrzna. Zewnętrzne są motywatory!

Zacznij działać. Wprowadzaj niewielkie zmiany, ale działaj. Przestań teoretyzować. Wiedza nie jest w stanie zmienić naszych nawyków! Wiedza może dać nam impuls do rozwoju. Uświadomić, że niektóre z naszych codziennych rutyn nauczycielskich są bez sensu! Ale to nie wystarczy, aby wytrwać w trudnej drodze zmiany nawyków. Nawyki możemy zmienić tylko poprzez działanie.

Kilka refleksji jak wzmacniać własną motywację:

  1. Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w innych! Pamiętaj, że uczysz przez to, co robisz, a nie przez to, co mówisz. Jeśli sam/sama jako nauczyciel stale się nie rozwijasz i nie uczysz, nie możesz oczekiwać tego od uczniów. Poproś swoich uczniów, aby pobawili się w szkołę, to zobaczysz, jakim jesteś nauczycielem.
  2. Pytaj: PO CO? Przestań zadawać sobie i innym pytanie: DLACZEGO? Po co ja to robię? Co chcę osiągnąć w ten sposób? Czy rzeczywiście moje nauczycielskie działanie przynosi mi oczekiwane efekty?
  3. Bierz odpowiedzialność za to, na co masz wpływ. Przestań ulegać presji, że to Ty, nauczyciel, nauczycielka odpowiadasz za to, czy uczeń się nauczy. Ty odpowiadasz za to, jak organizujesz proces uczenia się ucznia. Możesz się zastanawiać, co robić inaczej, jeśli dotychczasowe sposoby nie przynoszą efektów. Ale to uczeń odpowiada za to, czy się nauczył, czy nie!
  4. Szukaj rozwiązań! Nie trać czasu na jęczing, czyli narzekanie. Na uczniów, na system, na rodziców, na dyrekcję… na wszystko. Nie mów, że uczniowie leniwi, a rodzice roszczeniowi. Zastanów się, co Ty zrobiłaś/zrobiłeś, aby uczniów zainteresować i dać im poczucie bezpieczeństwa.
  5. Zacznij od naprawdę małych rzeczy! Mniej znaczy więcej, wolniej znaczy szybciej! Na początek zrób coś, co nie wymaga wielkiego nakładu sił i środków. Załóż sobie dziennik rozwojowy. Notuj codziennie, co zrobiłaś_eś. Tę małą rzecz. Jeśli będziesz to robić systematycznie, to dopiero po miesiącu (najwcześniej) będziesz mogła/mógł przekonać się, jakie to przynosi efekty i wtedy możesz dodać kolejną małą rzecz. A po roku będzie wielka zmiana 😊
  6. Szukaj sojuszników, szukaj grupy, z którą Ci po drodze. Szukaj ludzi, którzy będą Cię wspierać. Porzuć towarzystwo tych, którzy mówią: ale po co ci to? To się nie uda! Z tymi uczniami, u nas… nie da rady! Oni będą Cię ciągnąć w dół. Więc spotykaj się z tymi, którzy będą Cię ciągnąć w górę.
  7. Rób podsumowania. Na koniec tygodnia. A jeszcze lepiej codziennie. Zapisywanie tego, co robisz przynosi niesamowite efekty. Co zapisywać?
  • Jakie jest poziom Twojej codziennej energii?
  • Jakie jest Twoje samopoczucie?
  • Jak wygląda Twoja zdolność do koncentracji i utrzymywania uwagi?
  • Jaka jest Twoja wydolność fizyczna?
  • Jak się czujesz, kiedy idziesz o pracy?
  • Czy praca przynosi Ci radość i satysfakcję?
  • Czy z ekscytacją przygotowujesz się do lekcji i pooszukujesz nowych, ciekawych sposobów realizacji omawianych z uczniami tematów?

Co sprawia, że warto zapisywać to, co robimy?

Eksperyment polegający na tym, że poproszono osoby, które miały dużą nadwagę i chciały schudnąć, aby co najmniej raz w tygodniu zapisywały dokładnie, co, w jakiej ilości zjadły. Po 6 miesiącach okazało się, że znacząca większość osób schudła. Samo zapisywanie uświadomiło im stosowane schematy postępowania i łatwiej im było je zmienić. Więc warto to robić 😊